Media
21.11.2018-"Operacja SODA" i przelewy z konta firmy. Opublikowano stenogramy w sprawie Piniora.Wydawnictwo: fakty
"Operacja SODA" i przelewy z konta firmy. Opublikowano stenogramy w sprawie Piniora
- Jestem niewinny - powtarza Józef Pinior, który prawie dokładnie dwa lata temu został zatrzymany. Nie pierwszy raz w swoim życiu.
Ale nigdy wcześniej nie był oskarżany o korupcję. - Agenci pod koniec 2016 roku zatrzymali 11 osób, wśród nich był były senator Józef P., a także jego asystent - podaje Temistokles Brodowski z Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Józef Pinior, obok dolnośląskiego biznesmena Tomasza G., to według CBA i prokuratury osoby kluczowe w całej sprawie. Biznesmen - jak donosi "Fakt", którego dziennikarze dotarli do materiałów z podsłuchów - miał problem, z którym zwrócił się właśnie do senatora. Ten - według prokuratury - pomocy nie odmówił.
- Korzystając ze swoich znajomości wymusił zezwolenie na odstępstwo od przepisów techniczno-budowlanych przy inwestycji realizowanej w Jeleniej Górze - podaje Ewa Bialik z Prokuratury Krajowej.
Józef Pinior z aktem oskarżenia o korupcję
Prokuratura przesłała do sądu akt oskarżenia w sprawie Józefa Piniora, oskarżonego o popełnienie przestępstw o charakterze korupcyjnym – podała we wtorek Prokuratura Krajowa. Wraz z byłym senatorem oskarżeni zostali jego asystent oraz trzy inne...
SMS-y do asystenta
Samo to - nawet zwrócenie się do znajomych w ministerstwie - nie byłoby tak naganne, gdyby za wszystkim nie stały pieniądze, a senatorowi postawiono zarzuty przyjęcia dwóch łapówek. Za czterdzieści tysięcy złotych miał załatwić korzystną decyzję budowlaną dla biznesmena. Za kolejnych sześć miał obiecać pomoc w zdobyciu koncesji na wydobycie kopalin.
- Nigdy w mojej biografii politycznej nie przyjąłem łapówki, nie działałem ze względu na korzyść materialną - mówi Józef Pinior.
Stenogram z esemesów, jakie zabezpieczyło CBA podczas operacji o kryptonimie "SODA", pokazuje, że biznesmen Tomasz G. informuje asystenta Józefa Piniora o tym, że przelał już pięć tysięcy złotych na konto senatora. Chwilę później ta informacja trafia też do samego senatora.
"Manipulacja"
- To jest jedna wielka manipulacja i interpretuję to jako kolejny atak ze strony rządu "dobrej zmiany" - zapewnia Józef Pinior.
Senator twierdzi, że cała sprawa ma charakter polityczny. Przed sądem chce udowodnić, że zapisy
jego rozmów z asystentem dotyczące finansów są wyrwane z kontekstu, że upominanie się o pieniądze, o przelew, który - jak w esemesie napisał oskarżany biznesmen "poszedł z konta spółki" - jest nielogiczny. Przypomina też, że sąd dwukrotnie odrzucił wniosek o jego tymczasowy areszt.
- Wierzę, że pan Józef Pinior zmierzy się z tymi zarzutami i je wyjaśni - mówi Jacek Protasiewicz z klubu poselskiego Unii Europejskich Demokratów.
Politycy i byli opozycjoniści, ci, którzy murem stali za Piniorem gdy został zatrzymany, przypominają, że zawsze - w czasie gdy walczył o wolną Polskę, gdy ukrywał pieniądze "Solidarności" - był wzorem, był doceniany i odznaczany.
- Zarzuty nie dotyczą przeszłości, czyli tej legendy, której nikt nie skreśli - mówi Jan Rulewski, senator Platformy Obywatelskiej.
Józef Pinior przed sądem stanie za miesiąc. - Reżimowi autorytarnemu nie dam się skazać - podkreśla.
Artykuł przygotował : Paweł Płuska. Wydawnictwo : Fakt TVN
21.11.2018r.
Wszystkie informacje zaciągnięte z IMM.
18.11.2018-Waszczykowski: rozmawiałem z ministrem San Escobar. Kronika Skórzyńskiego (7-13 stycznia 2017).Wydawnictwo: oko.press
SKÓRZYŃSKI COFA CZAS. Posłanka PiS Krystyna Pawłowicz pytana o to, czy jest przeciwnikiem członkostwa Polski w UE, odpowiedziała: „Moim zdaniem sprzedaliśmy się bardzo, bardzo tanio. […] Co więcej, po latach okazało się, że przystąpiliśmy do organizacji, z którą nie łączył Polski wspólny system wartości”
Marszałek Senatu Stanisław Karczewski powiedział w „Rzeczpospolitej”, że także by wykluczył posła Michała Szczerbę (PO), gdyż zachowywał się prowokacyjnie. „Poseł do marszałka Sejmu powinien zwracać się z szacunkiem podobnym, jak uczeń zwraca się do nauczyciela”.
„Miałem okazję do prawie do dwudziestu spotkań odbyć z różnymi ministrami, z niektórymi, jak na przykład na Karaibach, chyba po raz pierwszy w historii naszej dyplomacji. Na przykład z takimi krajami, jak San Escobar albo Belize” – powiedział po powrocie z wizyty w nowojorskiej siedzibie ONZ minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski.
Kolejny odcinek Kroniki przypominający wydarzenia z początku stycznia 2017 r.
Poniedziałek 9 stycznia. Ruski bazar w Sejmie
„Pan Bóg nas nie zostawi” – uspokajała Krystyna Pawłowicz w „wSieci”. „To są pożyteczni idioci” – powiedziała posłanka PiS o młodych posłach opozycji, którzy zaczęli grudniowy protest w Sejmie.
„Co to za protest? […] Tam nie ma żadnej ofiary. […] Dramaturgia była tylko na początku, gdy ci posłowie rzucili się na nas, gdy urządzili w Sejmie jakiś ruski bazar, gangsterkę, gdy zaczęli przeszukiwać nasze rzeczy”.
Pawłowicz oceniła, że „za tym wszystkim stoją potężne interesy. Myślę, że te wszystkie sznurki prowadzą gdzieś poza granice Polski. Przecież o kluczowych działaniach Donalda Tuska nie decydował pan Tusk. Ktoś przejął nasz majątek, nasze banki i ktoś ma interes, żeby tego pilnować. Determinacja tych sił jest ogromna”.
„Media biorą udział w zamachu, są częścią układu atakującego. Tak być nie może” – stwierdziła polityczka PiS.
„Ustawa o radiofonii i telewizji pozwala na odebranie koncesji nadawcom działającym przeciwko bezpieczeństwu, porządkowi publicznemu i ważnym interesom publicznym. Moim zdaniem TVN prowadzi tego typu działalność od dawna”.
Pytana o to, czy jest przeciwnikiem członkostwa Polski w UE, odpowiedziała: „Moim zdaniem sprzedaliśmy się bardzo, bardzo tanio. Przez 10 lat przed akcesją Zachód miał otwarty nasz rynek, mógł nas gospodarczo podbijać, a my nie mogliśmy nic. […]
Co więcej, po latach okazało się, że przystąpiliśmy do organizacji, z którą nie łączył Polski wspólny system wartości”.
Poniedziałek 9 stycznia. Wyrzucić Rulewskiego
Zebranie Delegatów Regionu Bydgoskiego NSZZ „Solidarność” przegłosowało wniosek o wykluczenie ze związku pierwszego przewodniczącego regionu JanaRulewskiego. Rulewski, wieloletni więzień polityczny w PRL, jeden z przywódców „Solidarności” w latach 1980-1981, obecnie senator z listy PO, krytykował tzw. ustawę dezubekizacyjną.
Poniedziałek 9 stycznia. Władze Polskiej Fundacji Narodowej
Prezesem Polskiej Fundacji Narodowej, dysponującej 100 mln zł rocznie na promocję Polski za granicą, został warszawski radny PiS Cezary Jurkiewicz. Kieruje on również klubem „Gazety Polskiej” w podwarszawskim Wawrze i strażą porządkową PiS – informowała „Gazeta Wyborcza”.
Członkiem zarządu PFN mianowano doradcę ministra kultury Macieja Świrskiego, założyciela Reduty Dobrego Imienia – Polskiej Ligi Przeciw Zniesławieniom. Reduta skierowała m.in. petycję z żądaniem pobawienia autora prac z dziejów Zagłady Żydów Jana Tomasza Grossa Krzyża Kawalerskiego Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej.
W zarządzie znalazł się także Paweł Kozyra, za poprzednich rządów PiS rzecznik w Ministerstwie Skarbu.
Wtorek 10 stycznia. Gdzie jest San Escobar?
„Miałem okazję do prawie do dwudziestu spotkań odbyć z różnymi ministrami, z niektórymi, jak na przykład na Karaibach, chyba po raz pierwszy w historii naszej dyplomacji. Na przykład z takimi krajami, jak San Escobar albo Belize” – powiedział po powrocie z wizyty w nowojorskiej siedzibie ONZ minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski.
Państwa San Escobar nie udało się odnaleźć na liście krajów członkowskich ONZ ani na mapie świata. Następnego dnia MSZ wyjaśniło, że minister się przejęzyczył.
Wtorek 10 stycznia. Polsko-ukraińskich śmigłowców nie będzie
Z informacji ministerstwa obrony narodowej wynika, że nie będzie zapowiadanej przez ministra Antoniego Macierewicza współpracy polsko-ukraińskiej przy produkcji nowego śmigłowca. O takich planach Macierewicz mówił w październiku 2016 r., po tym, jak strona polska zerwała negocjacje w sprawie zakupu śmigłowców caracal od Francji.
MON poinformował, że współpraca z ukraińską firmą Motor Sicz będzie polegać na wymianie silników w śmigłowcach Mi-17 produkcji radzieckiej. Według „Gazety Wyborczej” spółka Motor Sicz z Zaporoża obsługuje samoloty prezydenta Rosji Putina.
Czwartek 12 stycznia. Karczewski: szczęśliwie pucz się nie powiódł
Marszałek Senatu Stanisław Karczewski powiedział w „Rzeczpospolitej”, że także by wykluczył posła Michała Szczerbę (PO), gdyż zachowywał się prowokacyjnie. „Poseł do marszałka Sejmu powinien zwracać się z szacunkiem podobnym, jak uczeń zwraca się do nauczyciela”.
Jego zdaniem, „obrona Szczerby to obrona chamstwa. […] Poseł ten prezentuje wyjątkową nonszalancję względem osób starszych od siebie. To było celowe granie na emocjach marszałka Kuchcińskiego”. Karczewski stwierdził, że opozycja chce „za wszelką cenę udowodnić społeczeństwu, że PiS nie może rządzić w kraju, tylko oni”.
Pytany czy w Polsce była próba puczu, odparł: „Oczywiście. […] Szczęśliwie ta próba się nie powiodła”.
Artykuł przygotował : Jan Skórzyński. Wydawnictwo : oko.press
18.11.2018r.
Wszystkie informacje zaciągnięte z IMM.
13.11.2018-Senator Jan Rulewski o Jacku Kuroniu: Czasem byłem przez niego ganiony, czasem się broniłem. Mało kto miał tyle możliwości z nim obcować. Wydawnictwo: Wyborcza.pl
Senator Jan Rulewski o Jacku Kuroniu: Czasem byłem przez niego ganiony, czasem się broniłem. Mało kto miał tyle możliwości z nim obcować
- Tyle czasu, ile ja spędziłem z Jackiem Kuroniem: dwukrotnie w tej samej celi, pod tym samym klawiszem i chyba tym samym prokuratorem, na pewno ze znaczkiem PRL, to chyba nikt nie spędził - mówi b. działacz związkowy w PRL, a dziś senator. Specjalnie przed kamerą 'Gazety Wyborczej' pokazał wyjątkową i bardzo osobistą pamiątkę.
Jacek Kuroń ma swój wielki udział w zbudowaniu niepodległej Polski, co okupił ponad dziewięcioma latami więzienia. Gdy siedział, czekała na niego Gaja, jego żona, jego wielka miłość. W młodości budował komunizm, w statecznym wieku ? kapitalizm. Jedno i drugie uznał pod koniec życia za swój błąd. Z ducha był socjalistą, żarliwie wierzył w ruchy społeczne, w oddolne skrzykiwanie się ludzi. Był postacią wyjątkowo barwną i wyjątkowo szlachetną, co niekoniecznie musi iść w parze.
Anna Bikont i Helena Łuczywo, w książce 'Jacek', o jego życiu ciasno splecionym z historią Polski opowiadają z przyjaźnią, ale bez taryfy ulgowej.
Artykuł przygotował :
13.11.2018r.
Wszystkie informacje zaciągnięte z IMM.
13.11.2018-"Potrafił być nieugięty jak skała". Spotkanie przyjaciół Jacka Kuronia.Wydawnictwo: Wyborcza.pl
"Potrafił być nieugięty jak skała". Spotkanie przyjaciół Jacka Kuronia
13.11.2018, Warszawa, Centrum Premier Czerska 8/10, premiera książki 'Jacek' o Jacku Kuroniu autorstwa Anny Bikont i Heleny Łuczywo. Na zdjęciu od lewej: Karol Modzelewski, Adam Michnik, Anna Bikont, Helena Łuczywo oraz prowadzący Dorota Wysocka-Schnepf i... (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Spotkanie odbyło się w siedzibie "Gazety Wyborczej". O Kuroniu z autorkami jego biografii dyskutowali Adam Michnik i Karol Modzelewski. Wśród publiczności była m.in. rodzina Kuronia, Ludwika i Henryk Wujcowie, Ewa Milewicz, senatorowie Bogdan Borusewicz i JanRulewski oraz wielu przyjaciół Jacka.
"Bez przerwy gadał"
Akcja książki zaczyna się w 1905 roku, bo właśnie mitem rewolucji żyła rodzina Kuroniów. - Narosły rozmaite legendy, które, nie wiem w zasadzie po co, postanowiłam zweryfikować. Ta weryfikacja ostatecznie się nie udała: bo legendy należy pozostawić legendom, a nie je sprawdzać – opowiadała Helena Łuczywo.
Jak autorki poznały Jacka Kuronia? Anna Bikont mówiła, że był to koniec lat 70. - Moja siostra zabrała mnie na urodziny Jacka. Podszedł, podał mi rękę i powiedział: "Jestem Jacek Kuroń". Myślałam, że nigdy nie umyję tej ręki – opowiadała.
Łuczywo przyznała, że na początku za Kuroniem nie przepadała. - Podczas jednego z pierwszych spotkań poprosił mnie, żebym pojechała do Ursusa z ekipą telewizyjną ze Szwecji. To chyba była pierwsza ekipa, która przyjechała pokazać, co się stało w Czerwcu '76. Zastanawiałam się nad tym kilka dni. Moja córka miała trzy latka, myślałam, że muszę się nią zajmować, a nie jeździć do Ursusa. Ale potem przypomniałam sobie głos Jacka i pomyślałam, że trzeba być przyzwoitym – opowiadała Łuczywo. I dodała: - Dużo ludzi za nim nie przepadało. Bez przerwy gadał, był krzykliwy. Ja jestem dość spokojna. Natomiast Gajkę [pierwsza żona Jacka Kuronia] wszyscy uwielbiali.
Bikont mówiła, że ojciec Jacka cały czas dyskutował z Kuroniem na temat stalinizmu. - Mówił mu, że oszalał. Bardzo starannie opisałyśmy ten czas. Wydawało mi się, że w "Wierze i winie" Jacek wszystko opisał. Ale to było "jeszcze bardziej". Był okropniejszy w okresie stalinowskim, niż to napisał. Ale potem "jeszcze bardziej' wpływał na losy Polski.
"Ta książka odbrązawia Jacka"
Później na scenę weszli prof. Karol Modzelewski i Adam Michnik. Modzelewski pierwszy raz spotkał Kuronia na zebraniu Związku Młodzieży Polskiej. - To był rok 1955, jesień. Kruszał lód stalinizmu, zaczynała się odwilż. Było takie zebranie, gdzie Jacek wystąpił z dość egzaltowanym przemówieniem. Mówił o greckich żeglarzach, burzy i wylewaniu beczek z oliwą na fale. Dużo gestykulował. Zafascynował mnie od pierwszego spotkania – mówił Modzelewski.
A Michnik? - Byłem w drużynach walterowskich. To był rok 1957, jesienią. Ale to nie byłe relacje partnerskie – mówił Michnik, który miał wtedy 11 lat, a Kuroń 23. - Byłem szkrabem. Zapamiętałem, że Jacek był genialnym gawędziarzem. On to uwielbiał. Słuchaliśmy go z otwartymi ustami. Czego tam nie było! O walkach z bandami, o podziemiu antykomunistycznym, o Walterze-Świerczewskim – opowiadał Michnik.
Modzelewski mówił, że książka go zachwyciła, bo "odbrązawia Jacka". - On jest heroizowany, bo jest bohaterem pod każdym względem. Ale bohater nie może mieć skazy. Tymczasem Bikont i Łuczywo uderzyły go w "miękkie". Pokazały jego przeszłość stalinowca i aktywisty partyjnego w harcerstwie, który zwalczał nurt tradycyjnego harcerstwa – mówił Modzelewski.
Michnik stwierdził, że Kuroń był twardym wrogiem nacjonalizmu. - Jacek nigdy nie zmienił aksjologii – mówił Michnik. I dalej: - Kochał ludzi, to sformułowanie patetyczne, ale w gruncie rzeczy trafne. Natomiast nie było tak, że szukał kompromisu zawsze. Potrafił być nieugięty jak skała. Wiedział, że są takie sytuacje, gdzie kompromis jest konformizmem i kompromitacją – mówił Michnik.
Gajka
Modzelewski wspominał Gajkę Kuroń: - Kiedy zaczął się strajk w 1980 roku, pojechałem do Jacka. Nie było go, bo wozili go z komendy na komendę. Ale była Grażyna, która zapewniała ciągłość przywództwa. Nawet jak był, była punktem stałym i jasnym. Grażyna, warta miłości bez żadnej dyskusji, była dla Jacka moralną busolą. To nie wszyscy dostrzegali. Jacek niezwykle liczył się z jej zdaniem, również w sprawach polityki, organizacji, narażania ludzi i siebie. Decydował o wszystkim, patrząc na nią. Bez Grażyny nie sposób sobie tego domu wyobrazić.
Bikont stwierdziła, że zawsze słyszała o Gajce same superlatywy. - Nikt o niej inaczej nie mówił. Dopiero pracując nad "Jackiem", zdałam sobie sprawę, że ona była wybitną działaczką opozycji. Była wybitną polityczką i nie została w tamtych czasach dostatecznie doceniona - mówiła.
Wybory prezydenckie i alterglobaliści
Zdaniem Bikont Jacek Kuroń odnalazł się w wolnej Polsce. - Był bardzo ważną postacią w rozmowach Okrągłego Stołu. Doprowadził do tych rozmów, choć wielu działaczy opozycji było przeciw. Potem przyjął najgorsze możliwe Ministerstwo [Pracy], łagodził reformę. Odegrał niezwykle ważną rolę polityczną. To, że pod koniec życia zakwestionował to, co w 1989 r. myśleliśmy, że jest wielkim sukcesem - to też bardzo ważny głos, który może nam dawać do myślenia - mówiła Bikont. - Nie pławił się w sukcesie, dużo szybciej niż większość z nas zobaczył, jaka była cena sukcesu - dodała.
Innego zdania była Łuczywo. - Jacek miał swoje zadania. Kiedy tak było, potrafił się spisać. Beznadziejnym zadaniem było Ministerstwo Pracy. To, co był w stanie zrobić, zrobił. Niektórzy uważają, że dał za duże emerytury, za dużo zasiłków. Też tak uważam. Dał je nawet ludziom, którzy nigdy nie szukali pracy. Budżet strasznie ciężko to znosił. Mówił, że ludziom trzeba przywrócić poczucie sensu. I potrafił to robić - opowiadała Łuczywo. Jej zdaniem po wyborach prezydenckich Kuroń poczuł straszną klęskę. - Przekonywał, że najważniejszy nie jest podział na komunistów i "Solidarność". Telewizja pokazała, jak patrzy na wyniki wyborów i płacze. Próbował się z tego podnieść, szukać, zakolegował się z alterglobalistami. Miał rozmaite pomysły, był chory, cierpiał, nie miał swojego zadania - mówiła Łuczywo.
Modzelewski vs. Kuroń
Co by Kuroń zrobił dzisiaj, gdyby żył? - Nie mam zielonego pojęcia - odpowiedziała Łuczywo. Wtrącił się wtedy Michnik: - No co ty? Z PiS-emby chodził? Łuczywo: - Nie, PiS to przeciwieństwo tego, w co wierzył. Ale na pewno coś by wymyślił - odpowiedziała.
Modzelewski z kolei stwierdził, że Kuroń "zakochał się w wolnym rynku". - Ale potem się z wolnego rynku odkochał - mówił. I dodał: - Nas łączyło tyle, że różnice nie zdołały naruszać naszej przyjaźni. Kiedyś coś złego powiedziałem o jego działalności charytatywnej i bardzo go to zabolało. Iskrzyło między nami. Kiedy zmienił zdanie na temat wolnego rynku, zrobił to sam, nie z mojego pouczenia.
Na zakończenie spotkania Modzelewski dostał 81 róż na 81. urodziny, które będzie obchodził za kilka dni.
Artykuł przygotował : Edyta Iwaniuk. Wydawnictwo : Wyborcza.pl
13.11.2018r.
Wszystkie informacje zaciągnięte z IMM.
11.11.2018- Rulewski w stulecie niepodległości: Nie przesadzałbym z mówieniem o konfliktach. Wydawnictwo: DORZECZY
Rulewski w stulecie niepodległości: Nie przesadzałbym z mówieniem o konfliktach
W młodych ludziach brakuje w mojej opinii tego "powera", naturalnego buntu. Pokolenie 1968 roku, potem w latach 80. organizacje młodzieżowe na czele oczywiście z Niezależnym Zrzeszeniem Studentów. Dziś tego nie ma, brakuje. Ta bierność młodych Polaków jest pewną smutną refleksją. Mimo to uważam, że na stulecie niepodległości więcej jest powodów do optymizmu, niż narzekania – mówi portalowi DoRzeczy.pl Jan Rulewski, działacz demokratycznej opozycji w PRL, senator Platformy Obywatelskiej.
Stulecie niepodległości Polski. Wielkie święto, tymczasem Polacy podzieleni jak nigdy. Nie potrafimy się dogadać nawet w tak piękną rocznicę. Dlaczego?
Jan Rulewski: Jesteśmy podzieleni, ale nie przesadzałbym, że jak nigdy, bo i w przeszłości takie podziały się zdarzały. Polska nie jest też żadnym wyjątkiem. Proszę zwrócić uwagę na tarcia we Francji, w Hiszpanii, gdzie często następują wymiany rządu. O Włoszech to nawet nie ma co wspominać, bo znane jest powiedzenie, że jak dwóch Włochów nie ma problemu, o który może się pokłócić, to musi ten problem sobie wymyślić.
Ale zawsze jest kwestia tego, że można te spory, które są rzeczą naturalną, łagodzić, starać przenosić na poziom nieco bardziej kulturalny…
JR: To prawda. Jednak proszę zauważyć, że z ostrym sporem politycznym, nawet brutalnym, mają dziś do czynienia tak ugruntowane demokracje jak Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania. Tak więc nie uważam, by Polska była tu jakimś wyjątkiem.
Co najbardziej cieszy, a co najbardziej niepokoi w kontekście dzisiejszej rocznicy?
JR: Na pewno te trzydzieści lat zostało wygrane. Bez wątpienia cieszy to, że jako pokolenie zdaliśmy egzamin. Pamiętajmy, że Polska odzyskała owszem niepodległość w roku 1918, ale potem ją traciła. I po II wojnie na wiele lat trafiła do sowieckiej strefy wpływów. Walka z systemem komunistycznym była podejmowana zarówno w dużych ośrodkach, gdzie ruchy opozycyjne były dość prężne, po mniejsze, jak moja Bydgoszcz, gdzie ten opór wobec komuny stawiała garstka ludzi. Więc nasze pokolenie stawiając opór złu zachowało się w porządku. Troszkę niepokoi mnie za to postawa młodego pokolenia.
Dlaczego?
JR: W młodych ludziach brakuje w mojej opinii tego "powera", naturalnego buntu. Pokolenie 1968 roku, potem w latach 80. Organizacje młodzieżowe na czele oczywiście z Niezależnym Zrzeszeniem Studentów. Dziś tego nie ma, brakuje. Ta bierność młodych Polaków jest pewną smutną refleksją. Mimo to uważam, że na stulecie niepodległości więcej jest powodów do optymizmu, niż narzekania.
Artykuł przygotował Pan : Przemysław Harczuk. Wydawnictwo :DORZECZY.pl
11.11.2018r.
Wszystkie informacje zaciągnięte z IMM.
07.11.2018- Tygodnik powszechny.- Opowieść o prawdziwym człowieku.- Wspomnienie o Janie Rulewskim senatora RP
Artykuł przygotował: Michał Okoński. Wydawnictwo : Tygodnik Powszechny
08.11.2018r.
Wszystkie informacje zaciągnięte z IMM.
02.11.2018- Umarłych wieczność trwa w naszej pamięci-Wydawnictwo: Gazeta Pomorska
Groby wy nasze ojczyste groby
Wy życia pełne mogiły
Wy nie ołtarze próżnej żałoby
Lecz twierdze siły.
W dzień Wszystkich Świętych wspominam zamordowanych, prześladowanych w okresie PRL i umarłych działaczy Solidarności :
Ks. Jerzego Popiełuszko, Piotra Bartoszcze, Michała i Romana Bartoszcze, Lecha Winiarskiego, Irena Meysner, Jana Wojciecha Zielińskiego, Edmund Barcikowski, Krzysztofa Gotowskiego, Zbigniewa Skibińskiego, Stanisław Mojżesowicza, ks Jerzego Kutermaka, biskupa J.Michalskiego, Edmunda Belma, Stanisława Wałęsy, Ryszarda Skopowskiego, Ryszarda Helaka, Jerzego Mierzejewskiego, Jarosława Wenderlicha, Beonisława Bąka, Henryka Ładę, Franciszka Samojednego,Cierżniakowskiego, Michała Jagodzińskiego, Ewa Kowalska, Zygmunt Zarada, Wojciech Ciślewicz, Józef Cyl, Antoni Kuś, Mariusz Walenciak, Jerzy Harendarski, Stanisław Hamermajster, Zygmunt Krygiel, Stanisław Kowalczuk, Maria Leś, Marian Matelski, Benedykt Chilewski, Zbigniewa Skibińskiego, Bogdana Świerczyńskiego, Andrzej Piotrowicz
P-cy Zarządu Regionu NSZZ Solidarność w latach 1980-91.
Jan Rulewski-i senator RP
Artykuł przygotował: Daniel Dreyer, Joanna Macielewska, Hanka Sowińska. Wydawnictwo : Gazeta Pomorska
02.11.2018r.
Wszystkie informacje zaciągnięte z IMM.
31.10.2018r. Wspomnienie Janie Rulewskim- Fragment książki „Jacek”
Fragment rozdziału 14.
Trzech panów w celi
– Wchodzę do celi 76 w XII pawilonie MSW na Rakowieckiej. Wita mnie brunet o piwnych oczach i zdrowej budowie, uroda kresowa, w słonecznym nastroju. Zachowuje się, jakby był u siebie. Przedstawia się: „Jacek Kuroń” – opowiadał JanRulewski1. Rulewski, późniejszy senator III RP, wtedy dwudziestojednolatek, został aresztowany w Czechosłowacji za nielegalne przekroczenie granicy. Trafił na Rakowiecką pod koniec września 1965 roku. Jacek Kuroń, lat trzydzieści jeden, siedział tam już od pół roku. Jacek pisał do Gajki w pierwszym liście po aresztowaniu: „Ojca poproś, żeby się nie denerwował. Ja sobie tu odpocznę, wrócę i na pewno szybko zrobię doktorat”
więzienie wpisane jest w los przyzwoitego człowieka, miał wpojone przez ojca od dzieciństwa. „Odkąd pamiętam, myślałem o sobie jako o tym, który ma siedzieć w więzieniu, być torturowany, zginąć” – odnotował w Wierze i winie. Co nie oznaczało, że na starcie więziennej kariery było mu łatwo. „Na początku wciąż czekałem, że przyjdą, otworzą drzwi. A przez to, że się czeka, każda minuta rozwleka się w wieczność. Dzień minął, a zdawało się, że rok. I to czekanie – wyjdę, nie wyjdę, wyjdę, nie wyjdę, taka huśtawka. Bierze się książkę, ale nic się z niej nie rozumie. I wszystko jest przerywane stukaniem – na XII pawilonie, kiedy wyprowadza się kogoś z celi na przesłuchanie, oddziałowy puka kluczem o barierkę balkoniku, dyń, dyń, dyń, i ten stuk bez przerwy wali w głowę”. Regulamin w pawilonie MSW na Rakowieckiej nastawiony był na izolowanie więźniów. Spacer – jedną celą, do lekarza – pojedynczo, do biblioteki – wcale, książki przynosili do celi na zamówienie. Nikt nie wiedział, kto siedzi obok. Gdy strażnicy wywoływali więźnia, nigdy nie wymawiali jego nazwiska, wskazywali palcem lub mówili „na K”. Na korytarzu nie można było spotkać więźniów z innych cel. Na Rakowieckiej, zbudowanej w stylu klasycznej architektury penitencjarnej, według wzoru słynnego amerykańskiego więzienia Sing--Sing, pusta przestrzeń ciągnie się przez wszystkie kondygnacje, na każdej są balkoniki wokół cel i barierki z siatkami, tak że więźnia widać z każdego poziomu. Dlatego strażnicy, waląc kluczami o kraty, dawali sobie znak, że kogoś prowadzą.– Czynności Jacka w celi były następujące: czytanie, mówienie i pisanie listów do żony – wyliczał Rulewski. – Kiedy z powodu jakichś dolegliwości przyszła do niego pielęgniarka, traktował ją w egzaltowany sposób uprzejmie. Był miły dla całej służby więziennej, na apelach wykazywał się dyscypliną i wzbudzał sympatię personelu. Powtarzał, czego słuchałem bez przekonania, że walczy się z systemem, nie z ludźmi, więc nie ma co wadzić się z klawiszami. Ale miał dwie lewe ręce, gdy jako porządkowy ustawiał buty, okazywało się potem, że jeden był mój, a drugi jego, składanie ubrań w kostkę, którą wystawiało się na noc na korytarz, wychodziło mu źle, więc regularnie dostawał uwagi. Jacek od razu zaczął traktować więzienie jak wszystko inne w swoim życiu, to jest jak zadanie, które przed nim stanęło: nie marnować czasu, dużo czytać, robić notatki, pisać doktorat. Jak podczas wszystkich następnych odsiadek, uczył się też – bezskutecznie– angielskiego. W liście meldował Gai, że cztery razy dziennie wykonuje ćwiczenia, które mu poleciła: wdechy, nożyce, pompki, skłony. Tłumaczył, że stara się żyć czasem teraźniejszym: papierosem, śniadaniem, partią domina. Jej radził to samo: „Musisz się starać jak najrzadziej myśleć o mnie, jak najmniej czekać. Spróbuj nie czekać, a zobaczysz, minie ten czas, nim się zdążysz obejrzeć, i zadzwonię do domu, że już idę”
Nie wchodził w konflikty ani ze strażnikami, ani ze współwięźniami. Rulewskiego traktował jak wychowanka.– Stworzył mi prawdziwy uniwersytet ludowy – opowiadał Rulewski. – Wykładał o Polsce przedwojennej. Od niego dowiedziałem się, że okolice Lwowa były ukraińskie, więc przebywaliśmy tam jako okupanci, i że mniejszości narodowe prześladowano. Tłumaczył mi, co to endecja, co Natolin, a co puławianie. Polecał lektury. Rozbudziłem w nim ciekawość, dopytywał mnie o wszystko. Byłem młodym janczarem komunizmu, który odmówił posłuszeństwa. Bieda pchnęła mnie do Wojskowej Akademii Technicznej. A kiedy poszliśmy do lokalu odhaczyć kandydatów w wyborach do rad narodowych, nie odhaczyłem. Wywalili mnie dyscyplinarnie i skierowali do plutonu czołgów. Zwiałem z zamiarem ucieczki do Francji. Przedostałem się do Czechosłowacji. Po sforsowaniu zasieków na granicy czesko-niemieckiej myślałem, że jestem już w Niemczech, a to była fałszywa granica. Tak mnie aresztowali. Rulewskizapamiętał, że Jacek był wtedy pełen wiary i optymizmu. Kuroń rzeczywiście wierzył, że będzie lepiej, niż się później okazywało: że nie wywiozą go po wyroku z Rakowieckiej, że pozwolą robić doktorat, że będzie amnestia. Optymistycznie oceniał też sytuację polityczną. O jego optymizmie można przeczytać w donosach współwięźniów. Gdy opowiadał o nadchodzącej rewolcie, przekonywał, że będzie zwycięska i bezkrwawa. Agent, który to relacjonował, spytał: „A wojsko?”. „Mowy nie ma, by wojsko wystąpiło przeciw społeczeństwu”– odpowiedział Kuroń. Inny współwięzień, lekarz, uważał, że Jacek cierpi na nadczynność tarczycy („Jest w stanie maniakalnym, co przejawia się wiecznym podnieceniem i zadowoleniem z siebie”– diagnozował donosiciel). W listach do Gai Jacek zapewniał, że czas więzienia będzie traktował po prostu jak urlop. Nawet administracja więzienna tak podsumowała jego pobyt na Rakowieckiej: „Usposobienia pogodnego i wesołego, spokojny i zrównoważony”
Na przesłuchania brali go co parę dni, a śledczy wciąż od nowa pytali, ile było egzemplarzy Listu otwartego do partii, komu je dali, jakie i od kogo otrzymywali materiały, z jakimi obcokrajowcami się widywali, kiedy i w jakich okolicznościach poznali różne osoby, w jakich mieszkaniach się spotykali. Jacek miał już wtedy pewne doświadczenie. W listopadzie 1964 roku, gdy zatrzymano na krótko całą grupę dyskutującą tezy przyszłego Listu, nadział się na ubeka z dużym stażem, majora Szymczaka. „Zabawa polega na tym – opisywał– żeby zacząć rozmowę o niczym, na dowolny temat, bylebym zaczął mówić. I nagle rozmowa płynnie przechodzi w przesłuchanie, tak płynnie, że nie wiedziałem, w którym miejscu to następuje. Pamiętam, jak Szymczak zapytał: »Czy ma pan dużo znajomych i przyjaciół?«. »Dużo« – powiedziałem. »Niech pan ich wszystkich wymieni«. I ja zaczynałem wymieniać, przy czym pomijałem tych, którzy byli ważni w sprawie. Dopiero potem uprzytomniłem sobie, że jak ich pomijam, a są to ludzie ewidentnie mi znani, to wskazuję na nich palcem. A jak ich nie pomijam, to podaję ich nazwiska do protokołu”. I konkludował, że później na nic już nie można go było nabrać, bo wszystko z Szymczakiem przećwiczył. Spotkał go potem raz jeszcze, w Marcu ’68, gdy wracał do celi z przesłuchania. Przedstawił go swemu ówczesnemu śledczemu: „To mjr Szymczak, mój instruktor, dzięki niemu ma pan ze mną takie kłopoty”. Początkowo opowiadał trochę o swojej i Karola Modzelewskiego pracy nad Listem, uznając, że nie mają nic do ukrycia. Ale nigdy nie podał żadnego nazwiska. Wkrótce ubecy zaczęli mu cytować obciążającego zeznania jednego z trockistów, których próbowano włączyć do ich sprawy. Odtąd każda odpowiedź Jacka brzmiała: „Przytoczonymi fragment wyjaśnień jest nieprawdziwy. Nie mam nic więcej do wyjaśnienia”. Milczenie musiało być dla niego wyjątkowo trudne, nie leżało w jego naturze. Nie dość, że był gadułą, to jeszcze fundamentem jego filozofii życiowej było traktowanie drugiego człowieka z szacunkiem i sympatią. Zawsze też lubił spór, dyskusje, przekonywanie do własnych racji. Niedługo przed śmiercią opowiadał, że fatalnie się czuje w klimacie wrogości i że zawsze i z każdym stara się nawiązywać więź: „Na przesłuchaniach mówiłem: pan jest profesjonalista, ja jestem profesjonalista, zawodowo musimy ze sobą walczyć, ale jako ludzie to musimy się jednak lubić”
Czego śledczym nie udało się dowiedzieć na przesłuchaniu, usiłowali wyciągnąć z niego rekrutowani spośród więźniów tzw. agenci celni. W celi Jacka zawsze przynajmniej jeden donosił. Każdego dnia informacje o zachowaniu i wypowiedziach Kuronia trafiały na biurka szefów MSW. W języku resortu nazywało się to „przesyłam doniesienie spod Kuronia i Modzelewskiego do wiadomości i dalszegourzędowania”
Kiedy koledzy z celi pytali Jacka wprost, co mówić „na górze”, w pokojach przesłuchań, odpowiadał: „Mów, co chcesz, wszystko, co mówię w celi, mógłbym powtórzyć na górze”. Już w dzień po aresztowaniu Jacka agent Włodek informował: „Mówi, że był jednym z grupy młodych naukowców z UW, która postanowiła walczyć za pomocą słowa z wypaczeniami socjalistycznymi. Mieli oni dokładne rozpoznanie i luźny kontakt z podobnymi grupami, które czynne są i aktywne na terenie ZSRR”. Po czym dodawał: „Uważa, że ich akcja narobi dużo szumu, da znać społeczeństwu, że istnieje grupa ludzi, która walczy o prawdę. Twierdzi, że ruch ich będzie coraz bardziej się rozszerzał”
Przeważają tego typu rewelacje; czasem, choć rzadko, pojawiają się jakieś fakty, nazwiska czy imiona(wtedy na donosie ubek notuje: „nazwisko do ustalenia”). Są też doniesienia kuriozalne, z cyklu „jak mały Jasiu wyobraża sobie konspirację”: „Były przestrzegane jak najdalej idące zasady konspiracji, np. każdy po przeczytaniu biuletynu przed oddaniem dalej był zobowiązany do dokładnego wytarcia go chusteczką, aby nie pozostawić na nim śladów linii papilarnych”
Agenci celni powtarzali śledczym, nie zawsze składnie, Jackowe opowieści i komentarze do sytuacji. Wedle ich raportów roztrząsał on, co się dzieje w Kościele, wśród zbuntowanej inteligencji i pisarzy; wskazywał na konflikty interesów różnych grup społecznych; tłumaczył walkę frakcyjną w PZPR; piętnował brak wolności i praworządności, cenzurę, inwigilację tajnej policji politycznej, wasalstwo sądownictwa, biedę, niskie zarobki, podwyżki cen, braki na rynku. Komentował – na podstawie strzępów informacji z dostępnej w więzieniu „Trybuny Ludu” – wydarzenia w kraju i na świecie: sobór watykański, wojnę w Wietnamie, konflikt Chiny – ZSRR. Niezależnie od tego, jaki materiał obciążający zebrała Służba Bezpieczeństwa, decyzje dotyczące procesu Kuronia i Modzelewskiego zapadały na najwyższym partyjnym szczeblu, a spierali się o nie z jednej strony – ówczesny I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka i jego ludzie, a z drugiej – tak zwani partyzanci, ludzie Mieczysława Moczara, szefa MSW, którzy chcieli sprawę rozdmuchać.– Choć trockiści byli na Zachodzie zmarginalizowani, w oczach Moskwy wyglądało to inaczej – mówi Modzelewski. – To była odziedziczona po Stalinie obsesja. Dla „partyzantów” spod znaku Moczara zarzut trockizmu był flagowy. Uważali, że jeśli przyłapią grupę Gomułki na tym, iż jest ślepa na zagrożenie trockistowskie, zyskają zaufanie Moskwy. Nie udało im się, bo byli za słabi. Decyzje w naszej sprawie podejmował – tak myślę – sam Gomułka9. Sprawę Kuronia i Modzelewskiego MSW chciało połączyć ze sprawą grupki polskich trockistów, próbując zarzucić im wszystkim kontakty z IV Międzynarodówką10, to znaczy udział w międzynarodowym spisku trockistowskim. Partia jednak kazała potraktować obie sprawy osobno.
Anna Bikont, Helena Łuczywo, „Jacek”, Wydawnictwo Agora, Wydawnictwo Czarne, Warszawa 2018, s. 254-260
Artykuł przygotował : Helena Łuczywo. Wydawnictwo : polityka.pl
30.10.2018r.
Wszystkie informacje zaciągnięte z IMM.
29.10.2018-Do czterech razy razy sztuka, czyli jak PiS wybiera Rzecznika Praw Dziecka. Wydawnictwo: wprost
Do czterech razy razy sztuka, czyli jak PiS wybiera Rzecznika Praw Dziecka
Za pierwszym razem nie poparła jej część klubu PiS w Sejmie pod wpływem zarzutu, że kiedyś wypowiedziała się za eutanazją chorych dzieci.
Za drugim podejściem weto tej kandydaturze postawił Senat. Przeciwko jej powołaniu było 67 senatorów, pięciu wstrzymało się od głosu, a za opowiedział się tylko jeden deputowany.
Okazało się, że w ostatniej chwili, tuż przed głosowaniem rekomendacja dla Dudzińskiej została wycofana przez kierownictwo PiS. Krótko mówiąc, decyzja zapadła na Nowogrodzkiej. Ale dlaczego – tego szeregowi senatorowie się nie dowiedzieli. – Podczas przesłuchania pani Dudzińskiej przed komisją nikomu nie zmarszczyło się czoło – zapewnia senator Jan Rulewski.
Agnieszka Dudzińska pewnie wielu osobom się nie podoba ze względu na mocno prawicowe poglądy. Senator Jan Rulewski z PO, który wstrzymał się od głosu, mówił w rozmowie z „Wprost”, że na jego trudne pytania kandydatka na rzecznika praw dziecka odpowiadała dosyć powierzchownie. Ale PiS zgłosiło ją dwukrotnie i dwukrotnie odrzuciło jej kandydaturę. Trudno nie zgodzić się z opinią senatora Rulewskiego, że nie można poddać podwójnej ścieżce zdrowia osoby, którą się rekomenduje na funkcję konstytucyjną. Bo Agnieszka Dudzińska dwukrotnie została upokorzona przez Zjednoczoną Prawicę.
To było już trzecie podejście do wyboru nowego rzecznika praw dziecka. Za pierwszym razem ówczesna kandydatka PiS, Sabina Zalewska została oskarżona o plagiat prac naukowych i wycofała swoją kandydaturę, a PiS innego kandydata nie chciało poprzeć. A potem były dwa podejścia do wyboru Dudzińskiej.
Z tej historii można wyciągnąć dwa wnioski. Pierwszy – jeżeli Zjednoczona Prawica nie jest w stanie w trzech podejściach wybrać rzecznika praw dziecka, to znaczy, że ma ogromny problem z kadrami. Być może zasób kadrowy obozu rządzącego jest na wyczerpaniu. Drugi – każdy, kto dostanie od PiS ofertę objęcia urzędu powinien się dobrze zastanowić czy przypadkiem nie narazi się na upokorzenia, a z posady będą nici.
Artykuł przygotował Pan : Eliza Olczyk. Wydawnictwo : Wprost.pl
29.10.2018r.
Wszystkie informacje zaciągnięte z IMM.
29.10.2018-Senat za ustawą o kołach gospodyń wiejskich z poprawkami. Wydawnictwo: ppr
Senat za ustawą o kołach gospodyń wiejskich z poprawkami
Koło gospodyń wiejskich ma być dobrowolną społeczną organizacją mieszkańców wsi, aktywnie działającą na rzecz środowisk wiejskich. Senat poparł w piątek ustawę określającą zasady tworzenia takich kół wnosząc do niej kilkadziesiąt poprawek.
Na posiedzeniu senackiej komisji rolnictwa zostało wniesione 7 poprawek, następnie podczas 3-godzinnej dyskusji senatorowie zaproponowali kolejne poprawki. Senator Jan Libicki (PSL-UED) zgłosił wniosek o odrzucenie ustawy. Komisja nie poparła tego wniosku.
W rezultacie komisja z 47 poprawek poparła ok. 40. Większość z nich zgłosił senator Jerzy Chróścikowski (PiS) oraz senator Marian Poślednik (PO). Zmiany do ustawy poparł rząd, który reprezentował wiceminister rolnictwa Ryszard Zarudzki.
Wniosek o odrzucenie ustawy nie zyskał aprobaty Senatu. Za było tylko 7 senatorów na 75 głosujących. Natomiast Senat poparł wniosek o przyjęcie ustawy wraz z zaproponowanymi poprawkami. Za głosowało 65 senatorów, 4 było przeciwnych, a 5 wstrzymało się od głosu.
Większość poprawek ma charakter doprecyzowujący. Do najważniejszych należy zmiana artykułu, który określa, że na terenie jednej wsi może mieć siedzibę (a nie zostać utworzone) jedno koło gospodyń wiejskich, zaś jego członkiem może być osoba, której miejscem zamieszkania jest wieś będąca terenem działalności koła (zamiast stale zamieszkująca na obszarze wsi).
Kolejną ważną zmianą jest przepis, który określa, że "w przypadku złożenia wniosku o wpis do rejestru przez więcej niż jedno koło gospodyń wiejskich utworzone na terenie tej samej wsi, Prezes Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa dokonuje wpisu tego koła, które złożyło wniosek najwcześniej”. Ten przepis nie dotyczy kół, które obecnie działają we jednej wsi.
Istotne dla istniejących już kół jest zmiana przepisu dotyczącego terminu złożenia wniosku o rejestrację koła na nowych zasadach. Uchwalona przez Sejm ustawa zakłada, że będzie można to zrobić w ciągu 6 miesięcy, teraz Senat chce skrócić ten okres do 1 miesiąca. Takie koło ma pierwszeństwo w rejestracji.
Ponadto ustawa została poszerzona o przepisy regulujące zasady likwidacji koła gospodyń wiejskich oraz wprowadzono zmiany do załącznika czyli do wzorcowego statutu Kół Gospodyń Wiejskich.
Senat zaproponował też wpisanie do ustawy, że maksymalny limit wydatków z budżetu dla kół na ten rok może wynieść 90 mln zł. Określił też procedurę ubiegania się o środki. Decyzję o pomocy finansowej będzie wydawał prezes ARiMR na wniosek koła.
Podczas czwartkowej dyskusji na temat ustawy o kołach gospodyń wiejskich padło wiele krytycznych uwag dotyczących proponowanych przez rząd rozwiązań. Senator Libicki (PO) pytał po co ta ustawa, skoro koła w świetle obowiązujących przepisów mają już osobowość prawną i także możliwość dofinansowania, co było głównym argumentem uchwalenia tej ustawy. Jego zdaniem ustawa jest formą walki z PSL.
"Cel ustawy jest szczytny, ale ustawa ma wadę, bo narusza porządek konstytucyjny" - mówił senator Marian Poślednik (PO). Chodzi o prawo do zrzeszania się (w jednej wsi - jedno koło).
Senator Andrzej Pająk (PiS) zaś miał wątpliwości czy zasadne jest, by w jednej miejscowości mogło działać tylko jedno koło. Według wiceministra Zarudzkiego, rząd zdecydował się na taki przepis by integrować społeczność wiejską.
Zdaniem senatora Marka Borowskiego (niezrzeszony), zmiana ustawy jest po to, by pieniądze, które przekazywane są obecnie do kół poprzez kółka rolnicze były dawane przez rządową Agencję (ARiMR). Według niego, ustawa jest elementem walki PiS z PSL i sposobem na przyciągnięcie głosów. "Jest to rodzaj korupcji politycznej" - stwierdził senator.
Zdaniem Waldemara Sługockiego (PO), nie padł ani jeden argument potwierdzający potrzebę takiej regulacji, a przepisy na ogół przeszkadzają spontanicznej działalności. Ponadto ustawa została przygotowana bez konsultacji społecznych - wskazał.
Jan Rulewski (PO) zaś przypomniał walkę o prawa związków zawodowych i prawa do zrzeszania się. "Wara wam rządy od wolności swobód związkowych zapisanych w karcie człowieka" - mówił.
Ustawa określa formy i zasady dobrowolnego zrzeszania się w kołach gospodyń wiejskich, tryb ich zakładania oraz organizację kół gospodyń wiejskich działających na terenie naszego kraju.
Według ustawy "koło gospodyń wiejskich jest dobrowolną, niezależną od administracji rządowej i jednostek samorządu terytorialnego, samorządną społeczną organizacją mieszkańców wsi, wspierającą rozwój przedsiębiorczości na wsi i aktywnie działającą na rzecz środowisk wiejskich".
Ustawa zakłada, że koło może założyć 10 osób. Na terenie wsi może działać tylko jedno koło w rozumieniu tej ustawy. Do koła mogą należeć tylko mieszkańcy danej wsi. Koło musi być wpisane do rejestru prowadzonego przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
Koła mogą prowadzić działalność m.in. społeczno-wychowawczą i oświatowo-kulturalną w środowiskach wiejskich; wspierać przedsiębiorczość kobiet; rozwijać kulturę ludową. Ponadto ustawa daje osobowość prawną kołom, co pozwoli im korzystać z różnego rodzaju form wsparcia w postaci środków, np. unijnych czy dotacji celowych z budżetu państwa.
Nowe przepisy zakładają prowadzenie uproszczonej ewidencji przychodów i kosztów. Zaproponowany został wzorcowy statut, który mogą przyjąć nowe koła. Natomiast już istniejące będą mogły w ciągu pół roku skorzystać z wzorcowego statutu lub dostosować swoje do wymagań ustawy i zgłosić się do rejestru prowadzonego przez ARiMR.
Koła gospodyń wiejskich to jedna z najstarszych form organizacji społecznych, jakie funkcjonują w Polsce. Obecnie jest ok. 21 tysięcy kół powstałych w ramach kółek rolniczych oraz kilka tysięcy działających jako zespoły ludowe i stowarzyszenia. Według resortu organizacje te skupiają ponad milion osób.
Teraz ustawa ponownie wróci do Sejmu, który rozpatrzy poprawki Senatu.
Anna Wysoczańska (PAP)
Artykuł przygotował : Anna Wysoczańska. Wydawnictwo : PAP
29.10.2018r.
Wszystkie informacje zaciągnięte z IMM.