Recenzja książki Antoniego Tokarczuka
Tezy do książki
pt. Mój czas. Flirty z historią, Antoniego Tokarczuka
1. Książka jest pracą autorską Antoniego Tokarczuka, powstałą przy czynnej pomocy IPN-u, uczestników marszu wolności i solidarności w latach 1980-1981 . Daje się zauważyć wpływ literackiego pióra współpracowników wojewody Antoniego Tokarczuka.
2. Sam autor jest postacią znaną nie tylko w Regionie ale również w Kraju.
Z tej racji, Jego opis wydarzeń jest nie do przecenienia. Nawet, jeśli weźmie się pod uwagę odległy czas ich sporządzania.
3. Język narracji jest spójny, przekonywujący. Występuje wiele literackich i dziennikarskich odniesień i porównań. Z tej racji, książkę czyta się przejmująco. Nie jest to jednak pamiętnik ani praca dokumentalna.
4. Bogaty politycznie życiorys Autora powoduje, że nie rezygnuje z odniesień do obecnej sytuacji politycznej.
5. Autor w znacznej części książki usiłuje przekonać czytelników, że stanowił alternatywę programową dla mnie jako niezbyt odpowiedzialnego szefa regionu, nawet polityka w obecnych czasach. Nie przekonuje, dlaczego ten przełom nastąpił w okresie Bydgoskiego Marca 1981 r. Ta alternatywa to droga umiarkowania, ściśle związana z Lechem Wałęsą, przestrzeganie zasad demokracji, odwaga i rozsądek.
6. Autor wyróżnia tylko swoją postać, do czego ma prawo. Ale nietrudno zauważyć, że w tym wyróżnieniu był aniołem dobra, podczas, gdy pozostali, z małymi wyjątkami demonami zła.
7. Książka wykracza poza nomenklaturę ustawową kompetencji IPN. Rodzi pytania o jego obecną rolę w życiu społecznym jako strony w sporach politycznych.
8. Lektura książki powinna być ostrożna, nie tylko ze względu na odległy czas i próby ocen ex post ale obecną pozycję autora wykluczonego z życia politycznego.
9. Książka powinna mobilizować do napisania innych, w tym bez wsparcia instytucjonalnego, choć nie wykluczam pomocy technicznej IPN-u.
Jan Rulewski, Senator RP
Lektura Książki Antoniego Tokarczuka „Mój Czas – Flirty z Historią”
Instytut Pamięci Narodowej zaprosił mnie, w czasie uroczystym, na promocję książki Antoniego Tokarczuka pt. Mój czas – Flirty z Historią. Ukazała się niedawno, w lipcu, opatrzona pieczęciami Instytutu i wykazem jego pracowników: Profesora Doktora Habilitowanego Wojciecha Polaka i Doktora Krzysztofa Osińskiego, w ramach Centralnego Projektu Badawczego .
Nietrudno było mi ją przeczytać, ponieważ większość opisów znam z autopsji, gdyż nasze drogi z Antonim Tokarczukiem przebiegały w tym samym czasie, w większości były wspólne. Zatem należy z zadowoleniem powitać fakt, że Autor poniósł, rzadki w naszej społeczności, wysiłek spisania odległych dziejów, widzianych subiektywnie, ale z emocjami i krytycznie. Może przekonywać logiczne dowodzenie, dobitne porównania, czytelny język.
Wagę książki podnosi fakt, że Antoni Tokarczuk, mimo, że do politycznego życia został powołany jako socjolog – cyklista, to przez 20 lat intensywnej działalności na kierowniczych stanowiskach w regionie, a nawet w państwie, poznał wiele faktów, abstrakcyjnej wiedzy, nieznanej zwykłemu czytelnikowi.
To nam, jako uczestnikom tej samej drogi, się należy. Zauważalna jest też pomoc naukowców Instytutu, bynajmniej w przybliżaniu nie tylko faktów, ale formułowaniu tez do tej historyczno-publicystycznej książki.
Autor w swoim lustrze ukazał szereg zdarzeń, zwłaszcza z okresu od 1980 do 1990 roku, gdzie potwierdza znaczący udział naszej organizacji związkowej w kraju. Szczegółowo analizuje Wydarzenia Bydgoskiego Marca 1981 r., poprzedzające je Ruchy Wolnościowe chłopów a towarzysząca tym realizacja 13 Postulatu Porozumień Gdańskich o wyżywieniu narodu.
Przekonuje, że był zdecydowanym przeciwnikiem komunizmu i wraz ze swoim guru Lechem Wałęsą, zwolennikiem drogi umiarkowanego obalenia.
Była to alternatywa wobec mnie-radykała, przy tym porywczego, szokującego i do tego autorytarysty. Zdaniem Antoniego droga ta prowadziła do oczywistej porażki, nadto służyła głównie osobistym ambicjom wybicia się na funkcje szefa Solidarności, z siedzibą w Bydgoszczy. Przemyślana strategia kolegi Antoniego zmierzała do założenia obroży na moją swawolę.
Gani mnie za nazywanie komitetów obywatelskich polipami na organizmie związku. Sprawdza zachowanie w Kościele, a nawet wykorzystywanie ludzi jako „,królików” do sprawdzania mojego bezpieczeństwa w moim samochodzie.
A tak naprawdę w kolejnych odsłonach mianuje się marszałkiem wygranych bitew tyle, że wygrywanych po czasie i na papierze.
Na papierze, gdyż nasze odmienne postawy zakończyły się tą samą celą na Mokotowie, Jaruzelski nie udzielił umiarkowanym żadnej dyspensy. Owszem, Antoni Tokarczuk uczestniczył w Okrągłym Stole jako bliski partner Kościoła i komuny, ale trudno uznać, że ta poprawna konstrukcja polityczna stała się trwałą. Ja, wraz z kolegami i koleżankami z Tymczasowego Zarządy Regionu odczuliśmy to jak Antoni w roli komisarza biegał z jego grubą nogą i wymuszał związkowe posłuszeństwo.
Z książki wyłania się postać konsekwentnego szermierza odwagi i rozwagi. Niestety, brak takich dowodów w przeszłości, mimo, że był obdarzony dwukrotnie przeze mnie funkcjami literackimi: naczelnego redaktora Wolnych Związków, Zastępcy ds. propagandowych i chyba rzecznika prasowego.
Z całą pewnością korzystał z protektorów, co należy uznać za skuteczność Lecha Wałęsy, Buzka a nawet prezesowania różnym instytucjom gospodarczym /Drzewiecki/.
Posługując się językiem potrzeb ustrojowych, uważam to za stosowne a nawet konieczne.
Zazdrosny nie jestem, choć chyba nie spełniłbym niezbędnych w karuzeli stanowisk odpowiedniej elastyczności.
Rzeczywiście się różniliśmy ale wyłącznie charaktelogicznie. Antoni Tokarczuk w tytule pisze, że z historią zaledwie flirtował, brał ją od strony przyjemności, choć nie zawsze, zwłaszcza w kontaktach z komuną – internowanie to się sprawdzało. Ja zaś brałem ją „za pysk” by jej jałtańskie i inne wyroki zmienić. Tak, to prawda, i to mój błąd, że okazywana odwaga nie powinna być wyłącznym argumentem. Tylko, czy rewolucje choćby pokojowe da się ułożyć oczyma mędrców.
Mnie też było stać na rozsądek, gdy na chwilę przed tragedią stanu wojennego, proponowałem Polsce, to co nie do końca spełnił Antoni Tokarczuk za Okrągłym Stołem czyli posunięcie się komunistów na wodzowskiej ławce. Tyle, że z mniejszą premią.
Brałem udział w podpisywaniu z komuną 7 na 8 porozumień w tym, czym się nie chwalę systemem kartkowym.
Jest jeszcze jedna różnica między nami. Wydaje się, że mimo porażek ku wolnej Polsce i w wolnej Polsce, kończę w lepszej kondycji, choć musze przyznać, że z protektorów nie korzystałem.
Przeszło jedna trzecia książki poświęcona jest flirtom Prezesa, Ministra, Wojewody, Dyrektora w wolnej Polsce. Nie oceniam, ale zauważam, że tak w pierwszych rozdziałach tak również w tej części Minister daje się poznać jako prokurator. Rozdaje wszystkim razy, czasami z przekroczeniem granic etyki, którą wywodzi od Jana Pawła II aż do Cycerona.
Dostaje się naszym kolegom, trzymającym sztamę z aferzystami, krętaczami no i oczywiście , choć rzadziej - mnie. Można podziwiać walkę z „ośmiornicą Bydgoską” spisaną przez E.Starostę jednak trudno to uznać jako element walki niepodległościowej. Mam nadzieję, że profesorowie IPN się na tym znają. Ale jest sprawą oskarżonych, jak na to zareagują. Właściwie poza paroma nazwiskami nie dostrzega wokół siebie oddanych ludzi i przyjaciół, a tych których poznał ostatecznie przeklina.
Ale jest niespodzianka. Jako wojewoda PiS, z nadania Kaczyńskiego zarzuca i jemu demokratyczne świętokradztwo.
Tak, Antoni Tokarczuk, mimo osiągnięcia szczytów władzy, podobnie jak wielu innych, czuje się osobą niespełnioną, zgorzkniałą. To jest cena, którą płaci się za odzyskanie wolności. Ale w sumie wygraną, gdyż pamięta, jak to przy wielu gąsiorach wina, które wypiłem w jego mieszkaniu nie spełniła się wróżba odsiadki w komunie paru lat, nie wydalono z kraju. Więcej, już po dziesięciu latach zmagań może się czuć założycielem wolnego kraju.
Przy wydaniu książki pojawił się niezrozumiały dla mnie wątek polityczno-prawny.
Jak wspomniałem książka ukazała się przy wydatnej pomocy IPN. Dobrze, że IPN udziela pomocy technicznej. Ale czy nie jest nadużyciem art.1 pkt ustawy o IPN gdy zamiast „prowadzenia działalności na rzecz upamiętnienia …” staje w ich upamiętnianiu po jednej ze stron wydarzeń, spośród osób zasłużonych dla niepodległości.?
Czy nie jest przekroczeniem granic czasowych ustawy gdy ingeruje w spory polityczne, które miały i jeszcze mają miejsce w demokratycznej Polsce?
Książka zawiera niemałe epizody, opisy polityków, partii a nawet instytucji do 2014 roku. Tymczasem Centralny Projekt Badawczy obejmuje okres 1956-1989 r.
Należę do tych nielicznych w opozycji, który konsekwentnie broni racji bytu IPN, współpracuję na co dzień w legislacji, ale trudno mi się pogodzić z myślą aby IPN był płaszczyzną starć politycznych w demokratycznym państwie.
Nie jest moim zamiarem ograniczenie wolności słowa. Niechby wynurzenia Antoniego Tokarczuka znalazły swoją odsłonę, ale nikt nie powinien korzystać z protektoratu IPN-u utrzymywanego za pieniądze wszystkich podatników. Wszak IPN to nie jest instytut literacki.
Jeśli tak, to wydaje się konieczna korekta przedsięwzięcia, być może w drugim wydaniu. Sam przewiduję sprostowania, chociażby te, które mnie zniesławiają a które dobrze już rozpoznał IPN i wydał drukiem - autor Doktor Krzysztof Osiński.
Otóż nie jest prawdą, że w sprawie osławionego zęba rzekomo utraconego w Wydarzeniach Bydgoskiego Marca 1981 uprawiałem grę pozorów lub kłamstwa. Poza wszelką dyskusją jest fakt, że stało się to za przyczyną zdjęcia wykonanego przez t.w. Krajewskiego, które poza moją wiedzą a nawet świadomością, wykorzystano w kampanii związkowej zresztą kierowane przez kolegę Tokarczuka.
Kolega zna te fakty od podszewki. No cóż, bywa, że można się grzać w czyimś słoneczku a ostatnio w Polsce wymyślono grzanie się w czarnych dziurach historii.
31.08.2017
Jan Rulewski