O kampanii wyborczej i nie tylko dla Rzeczpospolitej, 21.09
Zapowiadał pan, że nie wystartuje z list PO, jeśli partia nie podejmie działań modernizacyjnych. Kandyduje pan, czyli podjęła?
Jan Rulewski: Czuję się usatysfakcjonowany zapowiedzią uregulowania rynku pracy i przełomem w polityce społecznej, o co w Senacie walczyłem.
Chodzi o zapowiedź likwidacji składek na ZUS i NFZ?
Tak.
Ale to zapowiedzi sprzed tygodnia, a pan podjął decyzję wcześniej.
Przekonała mnie zmiana ekipy rządowej. Nie chodzi tylko o premier Ewę Kopacz, ale również o odsunięcie Jacka Rostowskiego. Szanuję go, jeśli chodzi o poglądy, ale gorzej oceniam ich realizację. To, co robił, odstawało od obietnic PO, która jest partią środka. Jego pomysły groziły uwiądem finansów państwa.
Platformę krytykował pan również wtedy, gdy Ewa Kopacz była już premierem. Sprzeciwiał się pan np.w sprawie in vitro.
Uważam, że politycy nadużywają zagadnień moralnych do budowania swoich pozycji politycznych i jest to dla mnie z definicji zjawisko obrzydliwe. Często robi to PiS, rzadko my.
Akurat in vitro to był projekt rządu, a nie opozycji, i w tej sprawie miał pan inne zdanie niż większość PO.
Ja in vitro popierałem. Ale w głosowaniu na sali plenarnej można było się opowiedzieć tylko za poparciem lub odrzuceniem projektu. Nie było głosowania nad poprawkami, które gdyby przeszły, sprawiłyby, że ten rządowy projekt bym poparł.
Wyjaśnił pan to z premier Kopacz.
Tak, postawiłem tę sprawę podczas spotkania klubu z premier Kopacz. Ona opowiadała się za rządowym projektem w pierwotnym kształcie, ale choć mnie nie poparła, to podziękowała za moją postawę i zrobiła to demonstracyjnie. Wyjaśniłem, że błąd Platformy polegał na niewłaściwej pracy nad projektem w komisji. Gdyby uwzględniono moje poprawki, czyli wykluczono pary pozamałżeńskie, to w głosowaniu nie byłoby alternatywy między złym prawem a postawą zbieżną z tą, jaką reprezentował PiS. Do tego dochodzi kwestia mrożenia zarodków i ich późniejszego wykorzystania komercyjnego. W tym kształcie ta ustawa karykaturuje godność ludzką.
Spraw, które PO chciałaby uporządkować, jest więcej.
W nowym parlamencie może stanąć sprawa związków partnerskich.
Miałem swój maleńki udział w zablokowaniu tego w tym parlamencie. W tej sprawie nie ma dobrego rozwiązania.
Sprzeciwiam się lewicowemu podejściu, by te związki bez żadnych zastrzeżeń zalegalizować, zrównać z powszechnymi. Przecież nawet lewica, niewierzący stawiają na piedestale dobro małżeństwa i rodziny. Uważam, że trzeba działać tam, gdzie występują konflikty, ale jestem przeciwny zrównywaniu tych związków z chronionym konstytucją małżeństwem.
Dlaczego wciąż upomina pan kolegów z Platformy? Czuje się pan jej sumieniem?
Nie. Po tym, jak nie wykorzystaliśmy szansy, jaką dała nam rewolucja „Solidarności”,jestem politycznym wdowcem. Mam z Platformą związek nieformalny i jestem z niego zadowolony. Ale jedynym moim związkiem sakramentalnym była „Solidarność”. Hasła i ludzie „S”występują w różnych środowiskach, ale myślę, że nie udało nam się wypełnić testamentu, który złożyliśmy w 1989 r.
W jednym z wywiadów mówił pan, że „Platformanie radzi sobie z cywilizacyjną modernizacją”. Czy to się zmieniło albo jest nadzieja, że się zmieni?
Jest nadzieja związana z ingerencją pani premier w listy wyborcze i usunięciem przypadków, które można nazwać przykładami „korupcji moralnej”. W retoryce partii pojawiło się dojrzenie drugiego człowieka. To prawda, że wymusiła to demokracja, ale to świadczy o tym, że działa ona dobrze. W tej chwili pojawiła się taka wizja, że te owoce 25-lecia, zamiast pomnażać, zaczniemy przejadać. I ja widzę, że w PO rysuje się hasło, że my na to nie pozwolimy i nadal będziemy kontynuować reformy. Modernizacja, przyśpieszenie, odczytanie zagrożeń globalnej polityki jest konieczne, ale nie jest potrzebne psucie tego, co się udało osiągnąć.
Kontynuację jakich reform ma pan na myśli? PO ogłosiła program, ale nie chwali się tym, czego dokonała.
Bronimy się przed tymi atakami, że Polska jest źle zarządzana i jest w ruinie.
Przekaz o tym, co udało się zrobić, zginął w tej kampanii wyborczej pod wpływem sondaży pokazujących wygraną PiS. Niepotrzebnie się ugięliśmy i daliśmy sobie tę wizję naszych osiągnięć lansowaną przez PiS narzucić. To grozi samodzielną większością tej partii, a ja się tego obawiam, bo oznaczałoby to konsumpcję tego, co zgromadziliśmy, zamiast przyspieszenia tempa rozwoju.
Żeby zablokować rządy PiS, PO powinna zwrócić się ku lewicy?
W obliczu wyzwań, które przed nami stoją, ja dopuszczałem nawet koalicję z PiS. Ale po tym rozkołysaniu nastrojów i przyjęciu dwóch optyk rozwoju kraju to jest niemożliwe. Wyzwanie stworzenia takiego sojuszu może pojawić się w obliczu wyludnienia związanego z kryzysem demograficznym.
W Niemczech dobrze działa wielka koalicja.
To lepsza byłaby koalicja z PiS czy też otoczenie tej partii kordonem? Uważa pan, że minęło już tyle lat od komunizm, by wszedł pan w sojusz z SLD?
Politycy powinni zostawiać przeszłość za drzwiami, ale ze względów historycznych, ja nie widzę się w takim układzie. To mój grzech.
Gdyby to jednak boleśnie zignorować, to pozostają groteskowe działania lewicy odbiegające od głównego nurtu społeczeństwa. A ja w zachowaniach lewicy widzę elementy ekstremalne, granie na siebie, jak robi to Janusz Palikot.
Nawet kiedy krytykował pan PO, ciepło wypowiadał się pan o prezydencie Bronisławie Komorowskim. Kampania prezydencka coś zmieniła?
Zachowanie Komorowskiego w kampanii jest dla mnie trudne do obrony. Znam go jako polityka i wiem, że to powinien być prezydent na lata. Niestety, przyjął narrację pewnych środowisk i nie był sobą. To był fantom, któremu ktoś coś podrzucał za plecami. Ciągle zamykał się w słowie „wolność”,unikał choćby wskazania najważniejszych wyzwań. To jest złudne, bo wolność ma zdecydowana większość państw. Nawet na Ukrainie była wolność przez ileś lat, ale problemem było to, że nie było sprawiedliwości.
Trzeba to dostrzec.
Podoba się panu oferta programowa Platformy?
Ostatnie wystąpienie premier Kopacz pokazuje, że miałem rację, nakłaniając PO do podjęcia działań dotyczących rynku pracy, choć biorę poprawkę, że jest to kampania wyborcza.
Boi się pan, że te obietnice nie zostaną dotrzymane?
PO nie będzie rządzić sama, a więc będzie musiała pójść na pewien kompromis. Nie wiadomo, z kim i jak daleki. Po drugie, jest czas wyborów i czas rządzenia. Każdy ma swoją dynamikę. Czasy rządzenia są bardzo poważną korektą tego, co się obiecuje. A obietnice wszystkich partii przerastają nie tylko ten czas wyborczy, ale także i granice rozsądku.