Małostkowe referendum - Jan Rulewski dla Rzeczpospolitej
Poniżej kompletna treść artykułu wysłana do gazety "Rzeczpospolita" bez ingerencji redakcji.
Nie słabnie spór wokół wniosku prezydenta Andrzeja Dudy o drugie referendum w dniu wyborów parlamentarnych.
Padają argumenty o zbyt małostkowych pytaniach, o uczuciu zawodu (premier Kopacz), oburzeniu, z powodu nadużycia kampanii wyborczej dla celów politycznych. Jedynie PiS, w towarzystwie Kukiza bronią swego „wybrańca”. Z całą pewnością wątpliwości będzie też miał Senat, w kontekście wcześniejszej zgody na wniosek prezydenta Komorowskiego, wyrażonej z nadmierną dozą zaufania.
Bądźmy jednak rzeczowi. Prezydent, nieważne czy to jako słuchacz PiS-u i związków zawodowych, czy też z własnej inicjatywy, rzeczywiście obiecywał podjęcie tematu wcześniejszych emerytur. Wskazywał na różne formy dotrzymania obietnicy wyborczej - od przywrócenia poprzedniego systemu emerytalnego, aż po jego najnowszą formę zawartą w pytaniu referendalnym, czyli obniżenie wieku emerytalnego i powiązanie uprawnień emerytalnych ze stażem pracy.
Osobiście nie mam pretensji o symbiozę prezydenta Andrzeja Dudy z poglądami PiS. Nawet jeśli przyjąć, że wylansowało kandydata biuro polityczne PIS-u, to nie sposób zarzucać prezydentowi jałowość poglądową. Tak naprawdę z wszystkich prezydentów jedynie Wałęsa nie reprezentował żadnej partii, a wyłącznie siebie.
Prezydentowi Dudzie czynię zarzut działania w gorączce wyborczej bez liczenia się z interesami państwa, które już reprezentuje.
Spójrzmy choćby na pierwsze pytanie , które ma zaledwie wartość pytania ministerialnego. Czy ono spełnia kryterium „sprawy o szczególnym znaczeniu dla państwa”. Emerytury i renty to jest problem olbrzymiej wagi, ale traktowany jako cały system, a nie tylko jako pytanie o charakterze „kiełbasy wyborczej” .
Poza dyskusją jest whadło demograficzne nie ubezpieczane przez istotne fundusze i narzędzia ustawowe. Nie da się też ukryć, że poza dyskusją jest nierozwiązany do tej pory deficyt demograficzny i brak przełożenia tego zjawiska na funkcjonowanie systemu emerytalnego w Polsce.
Obecny system niedokończonej reformy, podmywany przez utratę wiarygodności ZUS, blamaż KRUS, przywilej emerytalne niektórych grup, brak skutecznych filarów oszczędnościowych, brak ochrony zdrowotnej dla osób starszych i długim stażu pracy, wymaga reformatorskiego namysłu . O to wszystko postulowałem w projekcie uchwały Senatu w maju 2012 roku wzywającej do wspólnej pracy klasę polityczną i partnerów społecznych.
Trudno za taką pracę uznać „wrzutkę” Tuska - sztywnych 67 lat, niezależną od warunków pracy, przepracowany stażu pracy, odbiegającą od potrzeb rynku pracy. A jeśli dodamy do tego redukcję skostniałego OFE, tolerowane psucie systemu przez umowy śmieciowe i czarny rynek pracy, to są właściwe powody dla działalności ponad podziałami, na rzecz 30 mln pracujących Polaków, na rzecz sprawnego, bezpiecznego i sprawiedliwego systemu.
Prezydent tymczasem uciekając w minimalizm wyborczy w gruncie rzeczy odrzuca możliwość zabezpieczenia Polakom godnej starości. Wręcz go konserwuje.
Tak więc, konsekwentnie do zgłaszanych wcześniej przez mnie propozycji, popieranych przez senatorów PiS, a odrzucanych przez tych z PO, zauroczonych złotym strzałem Tuska, namawiam pana prezydenta do podjęcia wyzwania na miarę problemu i potencjału Kancelarii prezydenckiej. Z udziałem wielu partnerów i rządu, który przecież dopiero zostanie wyłoniony, a któremu nie można narzucać rozwiązań decydujących o 10 % budżetu obok pozostałych wyzwań finansowych.
To wymaga wypracowania koncepcji, obliczeń i uzgodnień, w tym z rządem by miało cechy trwałości i ugody społecznej jako, że ubezpieczenia są umową zbiorową z całym społeczeństwem. Ta myśl nie wyklucza żeby podjęte ustalenia stały się przedmiotem referendum. Jednak jeśli system się zdegenerował przez 25 lat to trudno żeby go naprawić przez kartkę wyborczą zmieszaną z emocjami wyborczymi, w trakcie krótkiej trójskokowej kampanii politycznej: referendum w sprawie JOW-ów, wybory do parlamentu i referendum prezydenta Dudy.
Minimalizm referendalny odbija się także w pytaniu o formę funkcjonowania przedsiębiorstwa Lasy Państwowe. Mogę zdradzić, że już wcześniej, gdy min. Rostowski szukał zabezpieczenia finansowego dla budżetu państwa m.in. w środkach Lasów Państwowych, to w trakcie szczerej rozmowy z p. Donaldem Tuskiem senatorowie uzyskali przyrzeczenie o braku planów prywatyzacyjnych - rzekł – „to jest i pozostanie dobro wspólne”.
Jedynym czytelnym pytaniem ( ale czy o szczególnym znaczeniu dla państwa ?) jest sprawa 6 - latków w szkołach.
Prezydent podjął inicjatywę państwa Elbanowskich dotyczącą ograniczenia państwa w zakresie określania edukacji ich dzieci, w tym wczesnego rozpoczynania szkoły.
To prawda, że było to świadomym i konsekwentnie realizowanym zamierzeniem rządu. Dodajmy, że odbywało się to przy zgodzie nie tylko koalicji ale i innych partnerów np. niektórych związków zawodowych. Reforma odwlekana, a więc częściowo realizująca zamysł kontestatorów stała się faktem. Moje obserwacje nie potwierdzają problemów technicznych związanych z zatłoczeniem szkół i ich nieporadnością. Tym razem niż demograficzny okazuje się sojusznikiem.
Ale na tle tego sporu pozwalam sobie wypowiedzieć refleksję, która może usatysfakcjonować częściowo obóz referendalny.
Uważam , że w Polsce mamy do czynienia z bezrefleksyjnym zarządzaniem czasu dzieci i młodzieży . Okres ten wydłużył się w sposób ekstensywny. Młodzież tkwi w wieku 25 -30 lat w ławkach szkolnych. Przesypia okres młodzieńczej energii , pasji, fantazji na przeciągających się studiach. Do tego dochodzą długotrwałe ferie i zajęcia pozalekcyjne, co powoduje , że rok szkolny wynosi połowę jego trwania .
To też jest wyzwanie nie tylko dla prezydenta, ale całej wspólnoty narodowej : jak zarządzać kapitałem społecznym mierzonym efektywnym wykorzystaniem czasu młodości.
Prezydent Duda energicznie wkroczył z pomysłem referendalnym. Zapewne musiał kalkulować jego sukces. Przewidzieć zagrożenia. Nie byłbym pewny jednego i drugiego.
Trzeba się liczyć z tym, że jego wynik będzie niepewny z uwagi na frekwencję. Nawet przy założeniu, że lokale wyborcze odwiedzi ponad 50 % , co będzie doskonałym wynikiem, to nietrudno przewidzieć reakcję elektoratu PO, niepodejmującej kartki referendalnej. Podobnie mogą się zachować inni wyborcy obrażeni na zignorowanie ich w klasyfikacji pytań.
PiS, według najnowszych sondaży zarządza zaledwie 40 % opinii publicznej, a to za mało by wygrać.
Zagrożenie może wyniknąć z nakładania się kampanii referendalnej i samego aktu głosowania. Zrozumienie dwóch różnych procedur może być problemem, podobne jak przy wyborach do samorządu. Czy nie pojawią się głosy o fałszerstwa, unieważnienie referendum, a może nawet wyborów.
Jak już wspomniałem brak podstawowego świadka „owoców” referendum, czyli rządu, który dopiero zostanie wyłoniony po wyborach, jest istotnym obciążeniem jego idei.
Wprawdzie pytania, zwłaszcza dotyczące emerytur, nie precyzują zmian, można je jednak wyczytać z kontekstu kampanii wyborczej - obniżka wieku emerytur emerytalnego, to pozostaje pytanie o to jak zrównoważyć związany z tym ubytek finansowy.
Być może w zamyśle prezydenta tą formą będzie podwyższona składka lub zmniejszona emerytura, a może podwyższone podatki na dotacje dla ZUS i KRUS.
Senat staje zatem przed wyborem, czy poprzeć tę małą „grę referendalną”, o wysokim koszcie politycznym i niepewnym rezultacie.
Jan Rulewski
Bydgoszcz, 24.08.2015 r.