Senator Jan Rulewski odpowiada Posłowi Pawłowi Grasiowi, Wyborcza 22.08.2014 r.
Przyznajmy się, że ulegliśmy czarowi statystyki: wszak pensje rosły, emerytury były waloryzowane, ale pytanie, jak żyć za 720 zł, nie znalazło odpowiedzi.
Paweł Graś, mój kolega, ale i władza, za pośrednictwem „Gazety Wyborczej” z 19 sierpnia 2014 r. gani, wyjaśnia, prosi o platformianą lojalność. Wprawdzie artykuł potwierdza, że dialog wewnętrzny nie jest najsilniejszą stroną PO, lecz wartością artykułu jest rozmowa z szerokim gronem czytelników.
Jest o czym pisać nie tylko z powodu srebrnego wesela Rzeczypospolitej w rocznicę jej zaręczyn, czyli 34. rocznicy Porozumień Sierpniowych, albowiem dla mnie Platforma jest projektem stanowiącym ich kontynuację w warunkach państwa niepodległego, ze społeczną gospodarką rynkową.
Nie ukrywam, że przynależność do niej nakazywała ostrożność z powodu liberalnej proweniencji wielu liderów, znanych wcześniej z liberalnych poglądów, którzy wprawdzie z szacunkiem kwitowali dorobek „Solidarności”, ale nie kryli, że ich świat dążeń to inna bajka, bez solidarnościowej cezury, ale z nieograniczoną wolnością człowieka w roli głównej. Dodam: mocnego.
Ale premier Donald Tusk, pomny fatalnej skuteczności Leszka Balcerowicza, zerwał z tą doktryną i przedstawił mi, nam, wizję partii środka, w której było miejsce dla silnych i słabszych. Partia ta to atrakcyjna oferta obciążona jednak powinnością jej członków. którzy muszą stale szukać kompromisu wśród szerokiego i zróżnicowanego elektoratu.
Nie pojmuję, czy to w wyniku kryzysu, czy wskutek zmian świadomości „w najwyższej półce” (to określenie władz PO) zaczęto stawiać w ostatnich latach na skuteczność finansową, gospodarczą, a nawet elitarność obyczajów politycznych. Nic bardziej zdrożnego! Tyle tylko, że beneficjentami stawali się bardziej właściciele sprywatyzowanego po PRL majątku niż jego dotychczasowi użytkownicy, czyli obywatele.
To w nich celował Rostowski, obcinając budżetowe nakłady, to moi koledzy i koleżanki z parlamentu nierzadko odmawiali im gwarancji wynagrodzenia czy sprawnego i na czas sądu. „Solidarność”, ta nasza, moja „Solidarność” stała się zaledwie incydentem wyjmowanym z okazji kolejnego święta lub potrzeb propagandy. Zamiast Polski obywatelskiej rozrastała się Polska konformizmu, czyli ucieczki od urny wyborczej, od przynależności partyjnej lub związkowej. Strach przed I sekretarzem PZPR w fabryce zastąpił strach przed omnipotentnym pracodawcą. PO-wski Palikot pod szyldem przyjaznego państwa zaczął rozmontowywać system kontroli państwowej, czyli wyrzucać z kraju arbitrów prawa i sprawiedliwości. Zwieńczeniem tego przyjaznego państwa była i jest nachalna tolerancja wobec umów śmieciowych dostrzeżona dopiero wtedy, gdy swymi polipami pożerała wpływy podatkowe i ubezpieczeń społecznych. Więcej, skuteczność mierzona PKB zaczęła się wyczerpywać, w miarę jak polipom zaczęło brakować strawy. Wydaje się, że ostatnie zmiany dyscyplinujące pracodawców powstrzymują ten proces.
Sekretarz generalny Paweł Graś poprzez bogatą statystkę dokonań rządu, dowodzi niesłuszności moich ocen w zakresie polityki społecznej. Potwierdzam te dane: wzrosła płaca minimalna, zasiłki rodzinne, progi dochodowe, maleje bezrobocie. Ale jednocześnie Graś przyznaje, że wykluczenie i ubóstwo to nadal udział milionów, rodzice niepełnosprawnych dzieci otrzymali sowite wiano, ale już im podobni opiekunowie dorosłych – dopiero po połączonych siłach RPO, Trybunału Konstytucyjnego, mediów i mojego skromnego udziału, ale jednak wbrew PO.
W pomocy społecznej drgnęło, by pozostało po staremu, czyli lichutka pomoc 70-100 zł poniżej progu dochodowego 456 zł na obywatela, pod warunkiem że gminy posiadają środki. A tak się układa, że tam, gdzie gminy ich nie mają, np. popegeerowskie, to pomocy nie udzielają, czyli bieda rodzi biedę.
Bezrobocie to stały „dorobek” wszystkich ekip, gdyż od 25 lat nie spadło poniżej 10 proc. Zgoda, jest czarna strefa, może nawet milionowa. Zgódźmy się jednak, że jest ponad 3 mln wykluczonych z polskiego rynku pracy: a to emigracja za chlebem wspierająca budżety królowej brytyjskiej i kanclerz Merkel, a to mieszkańcy przeludnionych wsi na południu Polski, młodzież zamrożona na pseudouczelniach.
No i wreszcie emeryci, a więc ta sprawa, która przelała moją czarę goryczy.
Po mocnym struganiu ich oczekiwań na „bezpłatne leki dla wszystkich” nie bez wahań zaproponowaliśmy w Komisji Praw Człowieka, Praworządności i Petycji, by to byli tylko 75-latkowie z minimalnymi świadczeniami 720 zł i mniej, obsługiwani pod kontrolą komputerów, a w końcu tylko samotni. Razem tego zaledwie 100 mln zł. W tym miejscu przyznajmy się, że ulegliśmy czarowi statystyki. Wszak pensje rosły, emerytury były waloryzowane, ale pytanie, jak żyć za 720 zł, nie znalazło odpowiedzi.
Senator Libicki, postać pełna przekory, tym razem reprezentował wiernie połączone siły rządu i senatorów PO, walił głosowaniem na odlew. Wszak liczą się mocni, emeryt nie powiększa kapitału, lecz go zjada. Miałem wrażenie, że niektórzy najedli się szaleju i zapomnieli, że ci emeryci z fundacji Dzieci Wojny, nierzadko składający się na kapitał NFZ przez ponad 50 lat, zechcieli skorzystać ze zgromadzonego kapitału. Ale coroczne nadwyżki lekowej rekompensaty służą łataniu zawinionych przez Ministerstwo Finansów dziur budżetowych.
W swojej wyborczej ulotce, ale we wspólnej jaźni z PO, obiecywałem wyborcom zachowanie solidarności pokoleń, a zatem trwanie naszego społeczeństwa. Przewidywałem, że wrodzona dla wielu rodaków skłonność do załatwiania dla siebie nakłada się na kapitalistyczny egoizm i wobec tego trudno mi ze swojej obietnicy zrezygnować.
Pawle, niezależnie od tej i wcześniej adresowanej krytyki trwam w przekonaniu, że nadal dla rządów Platformy nie ma alternatywy. Tym bardziej gdy zapewniasz, że Platforma nie chce kraju, w którym „oazy luksusu sąsiadują z dzielnicami biedy” (sugerowałbym demontaż zwłaszcza tych ostatnich).
Z tej racji, także na skutek Twojej perswazji, nie wesprę przeciwników, ale czekam, czy za rok, jak chciałem, a Ty obiecujesz, zatriumfuje kompromis wartości i budżetu, w którym m.in. emeryci dostaną swoje.